Rozdział 4

          Salon przepełniony był urzekającym zapachem idealnie przygotowanego obiadu. Po jego środku stał stół zastawiony piękną, białą zastawą, a na niej pięknie prezentowały się różnego rodzaju mięsa, sałatki, przystawki oraz napoje. Przy stole siedziało dwóch mężczyzn zupełnie sobą niezainteresowanych. Wysoki, muskularny właściciel najbardziej dochodowej fabryki czekolady w kraju wpatrywał się z wyczekiwaniem w dania, zaś na przeciwko niego miejsce zajmował niski, lecz również dobrze zbudowany właściciel rezydencji, w któej sieaktualnie znajdowali oraz najbardziej ceniony biznesmen niezwykle zainteresowany wpatrywaniem się przed siebie. Promienie słońca wkradały się do pomieszczenia przez idealnie wyczyszczone okna. Dywan nie posiadał na sobie ani odrobiny kurzu a jego włosie było tak miękkie, że człowiek wręcz z rozkoszą po nim stąpał, a i nic innego robić by nie chciał, tylko chodzić i czerpać przyjemność z subtelnych łaskotek i delikatnych dreszczy jakie mu fundował. Podłoga wręcz błyszczała czystością, odbijając od siebie słoneczne promyki.

   - Co? - rozległ słę głos przepełniony olbrzymim zdziwieniem, przerywając ciszę, która ciągnęła się od kilku dobrych minut. Kuroko w porę się opanował, i potrząsnowszy głową poprawił: - Znaczy, słucham?

   - Chcę, żebyś zaczął pracować na cały etat. Chcę cię codziennie u siebie, Tetsuya. Czego nie rozumiesz? - spytał Akashi, patrząc na niego z lekko przekrzywioną głową spod przymrużonych powiek, z leniwym uśmiechem zdobiącym przystojną twarz.

Tetsuya stał jak wryty w ziemię, próbując oddychać głęboko i za wszelką cenę powstrzymać te gorąco, które kumulowało się w całym jego ciele. "Po prostu dobrze sobie radzę" myślał. "Akashi-san jest zadowolony z mojej pracy, to dlatego " powtarzał jak mantrę.

   - Nie chcesz?

   - Chcę! - zaprotestował natychmiastowo, karcąc się w myślach. Akashi uśmiechnął się nieco szerzej wpatrując wprost w duże, błękitne oczy swojego pracownika.

   - Oh, wspaniale! Możesz wiec wyruszyć do swojego domu po resztę rzeczy, wypowiedzieć umowę i wprowadzić się na stałe! Bardzo się cieszę, że tak chętnie do tego podchodzisz!

   - Ale... - zaczął Kuroko. Na stałe? Wypowiedzieć umowę? Jeśli to zrobi już pewnie nie znajdzie tak taniego mieszkania, a to mogłoby być kłopotliwe, gdy już wyleci z pracy. A był tego coraz bardziej pewny, że prędzej czy później wyjdzie na jaw, jak jego organizm reaguje na człowieka siedzącego przed nim. Przełknął cicho ślinę.

   - Jakiś problem? - spytał Seijuro, niemalże wwiercając sie w duszę Tetsuyi, a ten był pewny, że wzrok Akashiego stał się nieco chłodniejszy, poważniejszy, przyprawiający o ciarki.

   - Oczywiście żadnego, Akashi-san. Dziekuję za...

   - Aka-chin, jestem głodny, mogę już jeść? - Fioletowowlosy olbrzym odezwał się w końcu, przerywając Kuroko w połowie zdania, wpatrując się to w tego to w tamtego, ze zmarszczonymi brwiami i lekko napiętymi mięśniami twarzy.

   - Ależ Atsushi, oczywiście. Widzę, że pozycja właściciela firmy podziałała na ciebie wspaniale! Nie pamiętam, byś kiedykolwiek pytał o pozwolenie na jedzenie!

Murasakibara prychnął tylko w odpowiedzi, wyciągając swoją długą dłoń po najbliższy talerz z ciastem.

   - Ciasto? - brew Akashiego powędrowała ku górze, a on sam z rozbawieniem obserwował swojego przyjaciela. - Kazałem swojemu najlepszemu kucharzowi przygotować te wszystkie pyszności specjalnie na twój przyjazd, a ty sięgasz po ciasto?

   - Widzisz w tym jakiś problem, Aka-chin? - spytał z ustami pełnymi wspaniałym wypiekiem.

   - Ależ oczywiście, że nie. Jedz czego dusza zapragnie.

   - Zjem wszystko ze stołu, oczywiście podzielę się trochę z Aka-chinem, Aka-chin jest mały i musi dużo jeść.

   - Atsushi... - upomniał go czerwonowłosy. Myrasakibara wiedział, że Akashi nie lubi, gdy ktoś nazywa go małym, jednak mimo to nigdy nie mógł się powstrzymać, by o tym nie napomknąć.

   - Dzielę się z tobą jedzeniem, Aka-chin. Bądź wdzięczny.

   - To moje jedzenie.

   - Już moje, sam powiedziałeś, że przygotowałeś to dla mnie. To nie ładnie odbierać prezenty.

Akashi pokręcił głową z rezygnowaniem, przenosząc wzrok na Kuroko, który wciąż stał w tym samym miejscu, ze zdziwieniem malującym się na twarzy. Aka-chin?

   - Możesz już iść odpocząć, dobrze się dzisiaj spisałeś. Do zobaczenia, Tetsuya.

   Kuroko ukłonił się lekko i również pożegnał, po czym skierował swe kroki w stronę drzwi.

   - Bye bye, Kuro-chin! - powiedziął Atsushi bardzo leniwie, po czym wrócił do jedzenia kolejnego kawałka ciasta. Kuroko ukłonił się raz jeszcze i na dobre wyszedł z salonu.


         Szczerze powiedziawszy sam nie wiedział co ma o tym wszystkim sądzić. Oczywiście cieszył sięz tego, że będzie mógł codziennie przebywać w rezydencji, a jeszcze bardziej z tego, że częściej będzie się widywać z obiektem swoich cichych westchnień. I właśnie to wprawiało go w lekką obawę, ponieważ to oznacza, że będzie więcej możliwości, aby całość wyszła na jaw. Odetchnął głęboko. Tak czy siak nie było już odwrotu, a przynajmniej tak sobie wmawiał.


   - No co ty! To wspaniale! - powiedział pełen entuzjazmu Kagami, zerkając co i raz na Kuroko siedzącego przy kuchennym stole, popijającego waniliowego shake'a. Sam zaś co i raz podrzucał na patelni naleśniki, następnie smarując je czekoladą i zawijając w ruloniki.

   - Jesteś niemądry, Kagami-kun.

   - Ha? Czy właśnie wyzwałeś mnie od głupich!?

   - Ale za to jaki domyślny!

   - Tetsu, draniu... Ciesz się, że nie mogę odejść od smażenia, inaczej byłbyś już prawie martwy. Gdzie ty... Ugh - jęknął, czując jak kolana się pod nim uginają.

   - Jestem bezpieczny.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz